Chciało mu się śmiać, ale nie odważył się. Na
pewno jest jakaś zasada zakazująca śmiechu przy stole. Ich oczy się spotkały. Uśmiech Malindy był uwodzicielski, ale i wstydliwy zarazem. Natychmiast oblało go gorąco, najpierw żołądek, potem całe ciało. Wczoraj dał Malindzie kilka lekcji na temat jej samej, nauczył ją, jak się odprężyć 114 JEDNA DLA PIĘCIU i poddać uczuciom. Przy okazji nauczył się także paru rzeczy o sobie. Odkrył cierpliwość, której istnienia nie podejrzewał, czułość, która zadziwiła go, ale równocześnie sprawiła przyjemność. Dając, otrzymał jeszcze cenniejszy podarunek. Jej miłość. A przynajmniej deklarację miłości. I to go piekielnie przeraziło. Chciał wierzyć, że Malinda go kocha, ale bał się. Nie potrafił zapomnieć o dzielących ich ogromnych różnicach, a on dobrze wiedział, że takie różnice mogą zniszczyć każdy związek. Od początku wiedział, że Malinda przewyższa go klasą. Z czasem widział to coraz wyraźniej. Ale zaszły w niej zmiany. Nauczyła się otwartości, najpierw z chłopcami, potem z nim. Kilka razy nawet się wściekła - za każdym razem na niego. Ale to było w porządku. Złość to uczucie i Jack chciał, żeby nie powstrzymywała ani złości, ani pożądania. Z całych sił zapragnął zmniejszyć tę dzielącą ich przepaść. Na początek pokaże jej, że można jeść inaczej. Bez tej całej teatralności. Bez pompy i ceremonii. Co postanowiwszy wepchnął do ust górę kartofli. - Dobre jedzenie, Malindo. - Pogryzł kartofle dokładnie i połknął, a potem dodał: - Ale jutro nasza kolej. Chłopcy i ja przygotujemy kolację, a ty będziesz sobie odpoczywała wygodnie w fotelu. - Nie trzeba. Ja naprawdę mogę... - Na pewno - zapewnił ją. - Ale jutrzejsza kolacja jest nasza. Malinda siedziała w gabinecie Jacka. Obok leżały listy od czytelników. W maszynę wkręcony był papier. JEDNA DLA PIĘCIU 115 Ale Malinda nie mogła pracować. Papier nie skalany był ani jedną literą. Nasłuchiwała odgłosów z kuchni. Siedzą tam już od godziny. Co robią? Zagryzła wargę. Owszem, to bardzo ładnie z ich strony, że zaproponowali, że sami zrobią kolację. Przyda jej się trochę czasu na pisanie. Z niepokoju nie była jednak w stanie pracować. Czy uważają na Patryka? Wiedziała, jaki jest ciekawski. Rączka od garnka zwrócona w jego stronę stanowiła zaproszenie, by sprawdzić, co jest w środku. Wzdrygnęła się wyobraziwszy go sobie poparzonego jakimś wrzącym płynem. A bliźniaki! Są w takim trudnym wieku. Same ręce, łokcie i nogi. Nie potrafią przejść przez pokój nie zrzucając czegoś. Szczególnie Darren.