jasnowłosą kelnerkę o imieniu Cindy. Prężył pierś, przybrawszy nonszalancką pozę z nogą
lekko ugiętą w kolanie i dłonią od niechcenia wspartą na kaburze. Cindy, nieczuła na jego wdzięki, serwowała domowe ciasto z jagodami sześciu farmerom na raz. Ktoś burknął coś o żółtodziobie plączącym się pod nogami. Chuckie uśmiechnął się jeszcze szerzej. Przy stoliku za plecami Rainie dwaj emerytowani hodowcy krów, Doug Atkens i Frank Winslow, zaczęli robić zakłady. – Dziesięć dolców, że mu ulegnie – powiedział Doug, uderzając zmiętym banknotem o plastikowy blat. – Dwadzieścia, że wyleje donżuanowi na łeb szklankę wody z lodem – przebił Frank, sięgając po portfel. – Wiem z pewnego źródła, że Cindy wolałaby dobry napiwek niż serce Clarka Gable’a. Rainie zostawiła rozgrzebaną sałatkę i odwróciła się do staruszków. Popołudnie było spokojne, nie miała nic lepszego do roboty. Przyłączam się – powiedziała. – Cześć, Rainie. – Frank i Doug, przyjaciele od niemal pięćdziesięciu lat, uśmiechnęli się jednocześnie jak syjamskie bliźnięta. Frank miał bardziej niebieskie oczy i ogorzałą twarz, za Najczęściej oglądany film - Booloo to Dougowi pozostało więcej włosów. Obaj nosili lniane koszule w czerwoną kratę – oficjalny strój na popołudniowy wypad do miasta. Zimą dodawali doń brązowe zamszowe kurtki i beżowe kowbojskie kapelusze. Rainie zażartowała kiedyś, że próbują podszyć się pod faceta z reklamy Marlboro. W swoim wieku przyjęli to za komplement. – Spokojny dzień? – zagadnął Doug. – Spokojny miesiąc. Jest maj. Wyszło słońce. Wszyscy są, cholera, zbyt szczęśliwi, żeby urządzać rozróby. Marmaris: na styku mórz – Żadnych pikantnych afer? – Nawet zero skarg na psy, które zostawiają pamiątki na podwórkach sąsiadów. Jeśli ta pogoda utrzyma się dłużej, stracę robotę. – Taka ślicznotka jak ty nie potrzebuje roboty – stwierdził Frank. – Potrzebujesz faceta. – Taaak? I co bym z nim robiła po trzydziestu sekundach? Frank i Doug zachichotali; Rainie mrugnęła łobuzersko. Lubiła ich. Odkąd pamiętała, w każdy wtorek o pierwszej siedzieli przy tym samym stoliku w tym samym barze. Słońce wschodziło, słońce zachodziło, a Frank i Doug co wtorek zamawiali pulpety u Marthy. Tak już było. Dorzuciła do puli dziesięć dolarów. Stawiała rzecz jasna na Chuckiego. Nieraz widziała tego flirciarza w akcji. Dziewczyny z Bakersville po prostu nie mogły się oprzeć jego uśmiechowi i dołeczkom w policzkach. – Co myślisz o nowym ochotniku? – zapytał Doug, zerkając w stronę kontuaru. – A co tu jest do myślenia? Wypisywanie mandatów to żadna filozofia. – Słyszałem, że w zeszłym tygodniu mieliście drobne starcie z owczarkiem niemieckim. – Frank nie pozwolił jej się wykręcić od rozmowy. Rainie skrzywiła się. – Wścieklizna. Szkoda, to był piękny pies. – Naprawdę rzucił się na Romea? – Całymi swoimi czterdziestoma kilogramami. – Słyszeliśmy, że Chuckie mało się nie posikał. – Chuckie chyba nie przepada za psami. – Walt mówił, że załatwiłaś bydlaka. Czystym strzałem w łeb. najpiękniejsze regiony włoch – Dlatego tyle mi płacą: żebym mogła udzielać porad pijakom i likwidować zwierzęta domowe. – Daj spokój, Rainie. Walt mówił, że to nie była zabawa. Takie wielkie bestie śmigają naprawdę szybko. Chuckie jest teraz twoim dłużnikiem, co? Rainie spojrzała na żółtodzioba, który wciąż nadymał się niczym indyk, żeby zwrócić uwagę Cindy. – Myślę, że Chuckie boi się mnie teraz jak cholera. Staruszkowie znowu się roześmiali. Po chwili Frank pochylił się nad stolikiem z błyskiem w niebieskich oczach. Zamierzał wyciągnąć z niej coś więcej. – Shep pewnie się cieszy, że ma dodatkową pomoc. – Spojrzał na Rainie znacząco.